Pomarańczowe kosteczki

Domowe żelki… pomarańczowe mordoklejki… galaretki w cukrze… Ciężko mi tak do końca określić co to dokładnie jest i pod jaką nazwą dodać na blog 😉

Przepis rzucił mi się w oczy na kanale YouTube i spodobał mi się na tyle, że w zasadzie już na drugi dzień zabrałam się do ich przygotowania. Oryginalnie te pyszności przygotowane były na soku wyciśniętym ze świeżych pomarańczy, z dodatkiem otartej skórki pomarańczowej, u mnie z uwagi na uczulenie, sok z kartonika i skórka kandyzowana. Inna opcja nie wchodziła w grę 😉

No i muszę przyznać, że to jest prze-py-cho-ta. W pierwszym dniu po przygotowaniu delikatnie daje się odczuć smak skrobi, ale znika on na następny dzień.

Serio, to jest takie dobre, że ciężko się od nich oderwać 🙂


Niestety przepis choć prosty, wcale tak do końca taki nie jest i może przysporzyć pewnych kłopotów. Tutaj decydującą rolę odgrywa temperatura – jeśli masa zgęstnieje zbyt szybko, przygotowana na zbyt mocnym ogniu, otrzymacie gęsty kisiel. Jeśli podgrzewać będziecie zbyt długo, na zbyt małym ogniu, zamiast elastycznych kosteczek, otrzymacie wielką landrynkę, którą nie sposób będzie podzielić na porcje. Niestety o tym czy całość się udała, czy nie, dowiecie się dopiero po schłodzeniu/stężeniu 😉

Ja miałam to szczęście, że za pierwszym razem wyszły mi one idealnie i wiedziałam do jakiego efektu dążyć podczas kolejnych podejść. Niestety nie każde kolejne podejście kończyło się sukcesem 😉 Tak naprawdę najlepiej jeśli przygotowanie, od zagrzania składników, zajmie Wam 15-20 minut. Ni mniej, ni więcej. Taki czas przynajmniej u mnie sprawdził się najlepiej. Warto kontrolować temperaturę i w razie potrzeby zwiększać lub zmniejszać moc palnika.

  • 240 g soku pomarańczowego
  • 170 g drobnego cukru + do obtoczenia
  • 110 g skrobi kukurydzianej
  • 1 łyżeczka masła
  • 1-2 łyżki drobniutko posiekanej skórki pomarańczowej, kandyzowanej

W garnku łączymy sok pomarańczowy, cukier oraz skrobię kukurydzianą. Mieszamy rózgą do połączenia.

Mieszankę wylewamy na dużą patelnię i, często mieszając, podgrzewamy na niewielkim ogniu. Jeśli nie będziemy mieszać, może nam się utworzyć niefajna klucha, więc pilnujemy by do tego nie doszło i masa gęstniała jednolicie (nie trzeba mieszać od samego początku, a od momentu gdy składniki złapią temperaturę). W miarę podgrzewania masa będzie stopniowo gęstnieć. W momencie gdy konsystencją zacznie przypominać gęsty kisiel, na patelnię dodajemy masło oraz skórkę pomarańczową. Podgrzewamy dalej, stale mieszając silikonową łopatką, przez kolejne kilka minut (u mnie najlepsze efekty wychodziły, gdy cały proces podgrzewania zajmował w sumie około 15-20 minut). Gotowa masa powinna całkowicie odchodzić od ścianek patelni. Musi być gęsta i dość plastyczna, niemalże jak plastelina.

Gotową, gęstą masę przekładamy do wyłożonej papierem do pieczenia niewielkiej keksówki (im większa forma, tym „kosteczki” będą niższe). Odstawiamy do stężenia, najlepiej na całą noc.

Gotową masę wyjmujemy z formy i kroimy na plasterki, a następnie w kostkę. Każdy kawałek obtaczamy w drobnym cukrze. Gotowe.