Domowa ciabatta

Nie ma to jak domowe pieczywo, prawda?

Szykując się do przygotowania panini, postawiłam na domową ciabattę…. Ok, w pierwszym odruchu chciałam ją kupić, ale te dostępne na stoisku wyglądały jakoś tak …. marnie. W dodatku „odrzuca” mnie, gdy widzę, że nie wszyscy korzystają z foliowych rękawiczek 😉

Przygotowanie domowego pieczywa wymaga od nas trochę czasu (samo wyrastanie ciasta zajmuje około 3 godziny), ale użyte składniki są ogólnie dostępne i pewnie większość ma takie w domu bez specjalnego wychodzenia na zakupy. Postanowiłam więc, że spróbuję zrobić bułeczki sama.

Początkowo planowałam wykonać bułeczki, które wykorzystałam do kanapek BLT (zobacz przepis na kanapki BLT), ale w porę zorientowałam się, że nie mam aż tyle czasu. Wybrałam więc przepis na ciabattę z bloga Kwestia Smaku. Zrobiłam trochę po swojemu, dodatkowo zwiększając ilość składników.

Bułeczki wyszły świetne. Najsmaczniejsze były te, które najmocniej się napuszyły 🙂

  • 360 g ciepłej wody
  • 1 op. suchych drożdży (7g)
  • 500 g mąki pszennej
  • 1 i 1/2 łyżeczki soli morskiej
  • 1 i 1/2 łyżeczki cukru
  • 5-6 łyżek oleju lub oliwy

Mąkę przesiewamy do miski. Dodajemy sól oraz cukier, mieszamy.

Drożdże mieszamy z ciepłą wodą. Wlewamy do miski z mąką. Dodajemy olej. Mieszamy łyżką, po czym wyrabiamy gładkie ciasto (im dłużej, tym lepiej). Ciasto przykrywamy bawełnianą ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na około 2 godziny.

Blachę do pieczenia (taką z wyposażenia piekarnika) wykładamy papierem do pieczenia. Na blachę wykładamy ciasto i rozciągamy lub wałkujemy je, by zajęło mniej więcej całą powierzchnię blaszki. Następnie kroimy na prostokątne bułeczki (u mnie 8 sztuk), pozostawiając pomiędzy nimi niewielkie odstępy. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy na około godzinę do napuszenia.

Po tym czasie wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 240 stopni na około 20 minut (do uzyskania złotego koloru).


Uwagi: Im dłużej ciasto wyrabiane, tym lepsze, delikatniejsze. Ciasto jest gotowe, gdy ścianki miski pozostają czyste, a ciasto nie klei się do rąk. Gdy to osiągniemy, warto poświęcić ciastu jeszcze dodatkowe 2-3 minuty na wyrabianie.

Ciasto wałkowałam bezpośrednio na blaszce wyłożonej papierem. By papier się nie ślizgał po blaszce, można „przykleić” go do formy za pomocą niewielkiej ilości masła. Do wałkowania na blaszce dobrze sprawdza się wałek bez rączek (np taki wałek marmurowy, lub taki z dozownikiem do mąki).

Ciasto kroimy na bułeczki bezpośrednio na blaszce. Dobrze jest już ich nie przenosić, nie przemieszczać. Odkrawamy jedynie niewielką część ciasta, tak by bułki nie były ze sobą złączone. Mi do tego posłużyła łopatka do ciasta (coś tego typu jak ta tutaj łopatka do nakładania). Żeby nie niszczyć kształtu bułek, oprószałam taką łopatkę mąką i delikatnie odkrawałam, nie szarpiąc tylko delikatnie dociskając i odrywając dłonią tą część, którą planowałam odrzucić. Kawałków ciasta, które odkroiłam było niewiele. Jedną bułkę, tę która była przy brzegu blaszki, najcieńsza i jednocześnie poszarpała się lekko, zanim załapałam jak należy je kroić, połączyłam ze „ścinkami” i uformowałam w dłoniach prostokątną bułkę. Tym sposobem nic się nie zmarnowało.

Źródło