Jajka po benedyktyńsku
O jajkach po benedyktyńsku słyszałam już nie jedno. Zazwyczaj wszystko co najlepsze;) Do tej pory nie pomyślałam by je przygotować, ale w sumie…. dlaczego nie?
To przecież nic trudnego:)
Polecam na leniwe weekendowe śniadanie:) Z pewnością dzień zaczęty w ten sposób będzie miły i przyjemny:);)
- 4 jajka
- 4 kromki chleba tostowego
- 4 plasterki szynki dojrzewającej lub boczku
- garść rukoli
- 1 łyżeczka octu winnego
Sos holenderski:
- 2 żółtka
- 50 g masła
- ok. 1 łyżka soku z cytryny
- sól, biały pieprz
Masło przekładamy do garnuszka, roztapiamy. Gdy się zagotuje zdejmujemy z palnika.
Żółtka z dodatkiem soku z cytryny oraz soli i pieprzu ubijamy na parze na puch. Moc palnika nie powinna być zbyt duża, a wręcz niewielka. Nie przestając ubijać – stopniowo i w małych ilościach – dodajemy roztopione, gorące masło. Finalnie sos powinien mieć kremową, gładką konsystencję.
W garnku zagotowujemy wodę. Dodajemy ocet, możemy troszkę posolić. Gdy woda zacznie bulgotać, mieszamy łyżką, tworząc wir. W jego środek wbijamy jajko, a temperaturę palnika nieco zmniejszamy. Po około 3 minutach wyjmujemy jajko za pomocą cedzakowej łyżki. Podobnie przygotowujemy resztę jajek.
Kromki chleba tostowego podgrzewamy w tosterze lub na patelni grillowej. Układamy na nich rukolę oraz plasterek szynki lub wypieczonego bekonu. Na wierzchu kładziemy jajko, całość polewamy sosem.
Uwagi: Ja do pierwszego tosta podgrzałam nieco szynkę, jednak wydaje mi się, że taka na surowo smakowała lepiej:)
Podobno nie tak łatwo je przygotować 🙂
Na prawdę? Ja robiłam pierwszy raz i nie wydały mi się trudne. Jedyne co, to nie nadawałyby się do zrobienia dla całej rodziny, bo wszystko najlepiej jest przygotowywać na bieżąco:P
Sos holenderski jest trudny – mi mógł wyjść ciut gęściejszy;) ale planuję poćwiczyć jeszcze;)
A widzisz… gdybyś poszła do Master Chefa byłabyś mistrzem 😀 Jak na pierwszy raz wyszedł ideał 🙂 Ciekawe co powiedziałaby Magda 😉
O rany, w życiu!:p ja taka niemedialna jestem;) W moim przypadku może zadziałało szczęście początkującego;)
E tam… masz talent i już 🙂
Tak na prawdę chyba chodzi o to, że to lubię i jak robię dla siebie i bliskich, to robię bez tzw spiny;) Ostatnio przygotowywałam ciasto na pewną lokalną uroczystość – finalnie się udało, choć nie ukrywam,że nie obyło się bez lekkich stresów;)
Coś w tym jest, ze jak robi się szybko i kiedy jest się zdenerwowanym to może coś się nie udać ;/
Co do ciasta…. Pewnie nikt nie zauważył, że coś Ci nie wyszło 🙂
U mnie zwykle działa presja żeby wyszło dobre. Wszystko się udało, jedynie przy zdejmowaniu papieru z ciasta, lekko mi ono pękło w jednym miejscu;)
A to tak jest u większości… u każdej dobrej gospodyni 🙂 Trzeba postarać się wrzucić na luz i nieco odpuścić – niejednokrotnie to kucharka widzi problem tam gdzie go nie ma 😉
To jest cenna rada;)
Najlepiej robić z miłością i spokojem 🙂 Nie ma co się denerwować 😉
wspaniale ci wyszło
Dziękuję:)
Pięknie Ci wyszło 🙂
Dziękuję:)
Brawo, wyszły perfekcyjne 🙂
:))
Hmmm to jest już wyzwanie… może kiedyś podejmę;)
pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Jestem pewna, że nie pożałujesz:)